sobota, 28 września 2013

Chaptre 12.

Kolejna osoba odmówiła mi przyjścia na pogrzeb. Bo mały Nathanek na grypę, bo dziadek się źle czuje, w ten weekend jesteśmy zajęci... co może być ważniejsze od pogrzebu brata? - Wściekła rzuciłam telefonem o ziemię.
- Ja już nie mogę. Co to jest za rodzina że nikt nawet nie chce przyjść na pogrzeb. Ja rozumiem mogą nie tolerować orientacji mojego ojca, ale żeby nie przyjść na pogrzeb swojego syna? - Załamana opadłam na krzesło
- Mała nie przejmuj się - Wszyscy mnie przytulili 
- Jak mam się nie przejmować. Jak na razie to tylko ja idę na ten pogrzeb - Westchnęłam załamana
- Masz jeszcze nas - Powiedział z dumą Zayn i objął Perrie ramieniem
- No właśnie nie zostawimy cię - Przytaknęli wszyscy razem
- Ale to nadaj tylko osiem osób, włącznie ze mną - Opuściłam ręce
- A nie masz numeru do przyjaciół twojego taty, albo coś? - Zapytał jak zwykle optymistycznie Louis
- Niby mam, ale Tom jest w Atlancie a Eva w Paryżu - Powiedziałam zrezygnowanie
- To co? Zadzwoń
Podniosłam z podłogi mojego białego IPhone`a i w długiej liście kontaktów znalazłam numer do Toma.
Dzwoniłam już kilka razy, kiedy w końcu straciłam nadzieję on odebrał
- Tom Black słucham. Kto mówi - Powiedział poważnym głosem
- Tom! - Powiedziałam a w oczach zebrały mi się łzy
Zawsze jak byłam mała Tom i Eva zajmowali się mną. Byli dla mnie jak drudzy rodzice. Chociaż w sumie to nimi byli. Tom i Eva to moi rodzice chrzestni.
- Charlie? To naprawdę ty? - Zapytał zdziwiony
- Tak... Tom musisz o czymś wiedzieć - Zacięłam się
- Coś się stało? A co tam u Georga? - Zapytał o mojego ojca a ja już nie mogłam z oczu popłynęły mi kilka łez które szybko otarłam 
- Właśnie po to dzwonie - Powiedziałam lekko zachrypniętym głosem - Przyjedziesz na pogrzeb?
- Słucham? Jaki pogrzeb? - Zaśmiał się nerwowo 
- Mój ojciec... znaczy Georg... nie żyje, miał wypadek - Teraz już całkowicie płakałam
- Jasne że przyjadę. Jesteś teraz w Londynie?  - Zapytał wyraźnie łamiącym się głosem
- Tak
- Przylecę pierwszym samolotem - Stwierdził i się rozłączył
Usiadłam na kanapie i zaczęłam płakać. Nie mogłam przestać. Z znowu przypomniałam sobie o tacie. Te dni kiedy on i jego przyjaciele jeździliśmy nad rzekę, do wesołego miasteczka, na lody... to było piękne. Nigdy nie zapomnę tamtych chwil.
- I jak? - Lola mocno mnie przytuliła
- Przyleci
Już chciałam dzwonić do Evy kiedy mój telefon za wibrował. Dostałam SMS.
Tom mi o wszystkim powiedział. Przyjadę tak szybko jak tylko się da. Trzymaj się jakoś. Eva
Nie miałam siły odpisywać. Tylko lekko się uśmiechnęłam już było nas więcej. Obdzwoniłam jeszcze kilku znajomych mojego ŚP. taty. Wszyscy obiecali że się pojawią. Czyli jednak przyjaciele pozostają nawet kiedy rodzina nas zawiedzie. Szkoda że z Harrym tak nie było. 
- Widzisz. Mówiliśmy że będzie dobrze - Liam mnie przytulił pocieszająco
- Dziękuje - Szepnęłam wyswabadzając się z jego uścisku
- Od tego są przyjaciele - Uśmiechnął się lekko.
Tego dnia miałam jeszcze kilka spraw do załatwienia. Musiałam załatwić karawan i porozmawiać z księdzem. Nie były to przyjemnie czynności, ale co miałam zrobić.
Tym razem Louis obiecał mi że mnie podwiezie więc po jakichś 15 minutach byłam już w Sweet Garden.
Zajęłam miejsce przy stoliku. Po chwili usłyszałam przyjemny głos starszego pana. 
- Szczęść boże - Przywitałam się z księdzem w podeszłym wieku
- Szczęść Boże młoda damo - Usiadła na przeciwko mnie - Przyznam szczerze, że nie spodziewałem się kogoś tak młodego
- Co zrobić proszę księdza. Nikt nawet się nie przeją śmiercią po jego taty - Posmutniała
- Nie smuć się moja droga - Powiedział pokrzepiająco - Tam gdzie teraz jest twój tata, na pewno jest mu dobrze 
- Dziękuje że jest ksiądz talki miły, ale może przejdźmy do sprawy pogrzebu - Zmieniłam szybko temat
- Oczywiście - Złożył ręce - Więc w sobotę o 11:00 odbędzie się msza o potem karawan przewiezie trumnę na cmentarz. Tam poświęcimy grób. - Wyjaśnił
Rozmawiałam z mężczyzną jeszcze jakiś czas. Był bardzo miły, ale to chyba jedna z zadań kapłana. Wszystkie formalności były już załatwione. Teraz pozostało mi tylko czekać do soboty. 
Do domu wróciłam pieszo. Usiadłam na huśtawce w ogrodzie a z kieszeni wyjęłam telefon. Przeszukałam kontakty i nacisnęłam na duży napis Harry<3 a obok niego zdjęcie. Przyłożyłam telefon do ucha i czekałam na pierwszy sygnał. Potem kolejny i kolejny. Dzwoniłam raz, może dwa ewentualnie dwadzieścia. Chłopak nie odbierał. Miał do mnie żal i nie dziwię mu się. Przecież zrzuciłam na niego winę za śmierć mojego ojca, chociaż właściwie on nie miał z tym nic wspólnego. Było już późno. Zmęczona dniem zasnęłam...

sobota, 14 września 2013

Chapter Eleven.

Minęło kilka dni, już nie płakałam. Siedziałam smutna gnębiąc się pustką panującą w moim sercu. Już nigdy go nie zobaczę. Nie pożegnałam się nawet. Po co ja wyjeżdżałam, to wszystko moja wina. Po co słuchałam Harrego. Widziałam że tak będzie. - Zadręczałam się swoimi myślami.
Usłyszałam ciche pukanie, jednak nie było to nowością. Od jakichś trzech dni wszyscy dobijali się do mojego pokoju. Nie chciałam nikogo widzieć a szczególnie Harrego. Wiem że to głupie, ale trochę obwiniałam go za śmierć mojego taty. Wiedziałam że to on stoi po drugiej stronie drzwi. Wiedziałam że będzie chciał mnie pocieszyć.
- Charlie... proszę cię otwórz - Usłyszałam zachrypnięty głos chłopaka - Porozmawiajmy
- Nie chcę z tobą rozmawiać - Jęknęłam
- Jesteś na mnie zła? - Zapytał
- Nie jestem zła... po prostu nie powinnam z tobą nigdzie jechać
- Aha... czyli teraz będziesz mnie o to obwiniać - Podniósł głos
- Nie... nie wiem... może - Wykrzyczałam - A nawet jeśli, to twoja wina że nie pożegnałam się z ojcem. Że nie było mnie wtedy przy nim - Z oczu popłynęły mi łzy. Nie chciałam tego mówić a jednak to robiłam - Nie powinnam cię słuchać. Miałam być tu, z tatą który mnie potrzebował
- Naprawdę tak myślisz? - Zapytał urażony tym co powiedziałam
- Tak na prawdę tak myślę - Otworzyłam drzwi i powiedziałam mu to w twarz - Wszystko przez ciebie!
- Dobrze wiedzieć. Zawsze myślałem że się przyjaźnimy - Powiedział z pretensjami
Zamknęłam z powrotem drzwi i bezwładnie opadłam na podłogę. Dlaczego to zrobiłam? Dlaczego ja jestem taka głupia? Harry się przejmował a to na nim wyładowałam swoje emocje. 
Zaczęłam płakać jak dziecko. Wszystko tłoczyło się we mnie już od jakiegoś czasu. Zdrada Justina, śmierć taty, to co czułam do Harrego... to wszystko zamknięte było w szczelnym opakowaniu - We mnie.
 A teraz znalazło drogę do wyjścia i gwałtownie uszło ze mnie raniąc jedną z najważniejszych osób w moim życiu.
Wyszłam z pokoju i zbiegłam do kuchni. Wszyscy popatrzyli na mnie z politowaniem. Byłam cała zapłakana, moje oczy były czerwone i podkrążone. Spierzchnięte sine usta, zaczerwieniony nos... to było efektem mojego cierpienia. Przy stole nie było tylko Harrego. Chciałam z nim pogadać. Przeprosić. Przytulić. Ale jego nie było, tak jak jego samochodu.
Mijał kolejny dzień a chłopak nie wracał. Dzwoniłam, pisałam ale on nie odbierał. Był zły a ja błam zła na siebie za to jak się zachowałam. 
Teraz kiedy potrzebowałam bliskości zostałam zupełnie sama. Mama nie przejęła się śmiercią taty, w końcu się rozstali. Na mnie spadło brzemię przygotowania pogrzebu. Chcąc nie chcąc musiałam się tym zająć.
- Wychodzę będę wieczorem - Powiedziałam idąc w stronę drzwi
- Charles? - Zdziwiona Lola popatrzyła na mnie jak na idiotkę - Wyglądasz dobrze. Czyżbyś poczuła się już lepiej? - Zapytała z nadzieją w oczach
- Tak... muszę się wszystkim zająć. Tata nie chciał by żebym płakała - Powiedziałam a dziewczyna z szerokim uśmiechem podbiegła do mnie i mnie przytuliła
- Cieszę się... na prawdę nie wiesz jak się martwiłam - Cały czas tkwiłam w jej uścisku - Może pójdę z tobą? 
- Nie dzięki. Muszę załatwić sprawy pogrzebu - Stwierdziłam
 Dziewczyna twierdząco kiwnęła głową a ja wyszłam. Przemierzałam kolejne ulice podnosząc głowę tak wysoko jak tylko umiałam. W końcu dotarłam do "Rain Cafe" rozejrzałam się po pomieszczeniu. Zajęłam wolny stolik i zamówiłam sobie Cappuccino.
...
Po raz kolejny spojrzałam na zegarek a krew się we mnie gotowała. Wtedy drzwi kawiarni otworzyły się o czym poinformował mnie cichy dźwięk dzwonka.
- Przepraszam za spóźnienie - Powiedział średniego wieku mężczyzna i usiadła na przeciwko mnie. Na stoliku położył swoją wielką czarną torbę.
- Napije się pan czegoś - Starałam się być miła
- Kawę, czarną, parzoną bez mleka - Te słowa skierował do kelnerki - Naprawdę wiem jaki ból teraz musi pani znosić
- Wszyscy tak mówią, ale nie po to się tu z panem spotkałam - Powiedziałam bez emocji
- Racja. Wybrała już pan trumnę? - Zapytał
To się nazywa pasjonująca rozmowa. 
- Tak. - Powiedziałam wskazując na najdroższy przedmiot w katalogu - Mój ojciec zasłużył sobie na jak najlepszy pochówek
- Jak najbardziej. - Powiedział zadowolony. Nie dziwne, przynajmniej dużo zarobi
Podpisałam kilka papierków i już wszystko było załatwione. To przygnębiające spotkanie trwało dłużej niż myślałam. Spojrzałam na zegarek, była już 19:00. Pożegnałam się z mężczyzną i ruszyłam w stronę domu. 
Nigdy nie myślałam że w wieku 16 lat będę zajmować się organizacją pogrzebu ojca. To było dopiero pierwsze spotkanie a czekały mnie jeszcze jakieś pięć. No i nie zapominajmy o poinformowaniu rodziny....
Po długim spacerze wreszcie dotarłam do domu. Weszłam do środka i zrzuciłam buty z nóg a obok nich torebkę. Od razu udałam się do salonu i wyczerpana położyłam się na kanapę.
- Wróciłaś? - Usłyszałam głos Louisa. 
Szedł po schodach a obok niego Lol.
- No, na to wygląda - Wzruszyłam ramionami
Moi przyjaciele usiedli obok mnie.
- Na pewno nie potrzebujesz pomocy? - Spytała z troską Lola
- Nie... nie zadręczajcie się tym. - Powiedziałam spokojnie - Z resztą to jedyne co mogę zrobić dla taty 
- Jesteś wspaniałą córką i ojciec na pewno jest teraz z ciebie dumny - Loui położył rękę na moim ramieniu
- Dziękuje wam za wszystko - Objęłam oboje przyjaciół
- To nic wielkiego 
- Ale dla mnie to na prawdę wiele znaczy - Powiedziała radosnym głosem 
Jednak w duchu byłam bardzo smutna. To że tata umarł nadal bardzo mnie bolało i jeszcze ten wyjazd Harrego. To była moja wina.
Około 23:00 udałam się do mojego pokoju. Wzięłam długa kąpiel i poło.żyłam się spać. Jutro czekał mnie ciężki dzień...



Od autorki:
Wróciłam. Ja wasza "córka" marnotrawna.
Wiem że nie dodaję już tak często jak kiedyś,
ale musicie się do tego przyzwyczaić.
Teraz rozdziały będą się pojawiać co sobotę.
Jeśli chodzi o moją aktywność na asku to 
wyglądać to będzie tak samo. 
Na GG i mail będę wchodzić częściej więc
 możecie pisać, ale nie obiecuje że od razu odpowiem  : ((
Musicie zrozumieć że mam też szkołę i bierzmowanie.
Już raz udało mi się zawalić 1-ną pięćdziesiątkę
drugi raz nie mogę zjebać.